Zespół Policystycznych jajników a ciąża — Moja historia

30 września 2019

Jak już dobrze wiecie, trzy miesiące temu urodziłam synka. Jakiś czas temu zapytałam was, czy byście chciały, abym wprowadziła na bloga posty ogólnie związane z całym przebiegiem ciąży i bycia mamą pisałyście, że tak i tak też postanowiłam zrobić niektóre z was szczególnie te, które są ze mną od dawna wiedzą, że mam problemy z jajnikami - Zespół Policystycznych Jajników (PCOS).


Dla osób, które nie wiedza czym jest Zespół Policystycznych Jajników - jest to zaburzenie hormonalne, które ma negatywny wpływ na funkcjonowanie jajników. Powstają w nich liczne pęcherzyki, w których dojrzewa komórka jajowa, ale zazwyczaj nie wydostaje się ona do jajowodu (gdzie mogłoby dojść np. do zapłodnienia). Same pęcherzyki zaś obumierają i zmieniają się w małe torbiele. U kobiet z PCOS istnieje większe ryzyko poronienia, jak również pojawienia się cukrzycy ciążowej, co może stanowić zagrożenie dla zdrowia matki, jak i dziecka.

Jakiś czas temu już wam wspomniałam, że odkąd skończyłam 12 lat miałam okropne bóle jajników, które utrudniały mi codzienne funkcjonowanie. W wieku 15 lat bóle stawały się nie do opisania nie raz nie mogłam się podnieść chociażby z łóżka. Lekarze w UK kompletnie nie chcieli mnie badać twierdzili, że to dojrzewanie po kilkunastu wizytach u różnych lekarzy postanowiłam pojechać do Polski i spróbować tam. Pani Ginekolog, gdy tylko zajrzała natychmiast kazała mi jeszcze w ten sam dzień wykonać mnóstwo badan oraz od razu jechać do szpitala, po kilku wizytach i badaniach stwierdzono Zespół Policystycznych Jajników, jeden z nich nie odbywał, owulacji już od bardzo dawna a drugi był ledwo sprawny.

Moje jajniki były całe pokryte w pęcherzykach a wokół nich było ich jeszcze więcej jak sama ginekolog powiedziała dawno nie widziała aż tylu. W tamtym czasie przekazano mi bardzo przykrą wiadomość choroba była już na tyle rozwinięta, że zostałam poinformowana iż na 95% nigdy nie zajdę w ciążę, a nawet jeśli jakimś cudem się uda to na 99.9% będzie to ciąża pozamaciczna, która oczywiście będzie musiała zostać usunięta lub sama poronię w pierwszych tygodniach. Jak same możecie się domyślić osoba wtedy chorująca na depresje w wieku 17/18 lat słysząc takie słowa to jest uczucie nie do opisania rozryczałam się jak dziecko a stan mojej psychiki po tej wiadomości tylko się pogarszał.


Przepisano mi leki, które miałam brać i mieć nadzieje, że jakimś cudem poprawią stan moich jajników i kiedyś się uda choć pani ginekolog kazała się lepiej nastawiać na najgorsze ponieważ stwierdzono chorobę dość późno. Tabletki, które przepisała (nie będę podawać nazwy ponieważ nie chciałabym, abyście się tym sugerowały) kazała brać do końca życia i tylko jeśli będę w dobrym stanie psychicznym i gotowa na to, że jak już zajdę to raczej na pewno stracę dzidziusia to wtedy je odstawić na czas starań. Tabletki brałam regularnie przez około cztery lata, przy braniu tych tabletek opcje zajścia w ciążę są jeszcze bardziej nie możliwe ponieważ one dodatkowo blokują i mają się skupić na zmniejszeniu, jak i ograniczeniu powstawaniu nowych pęcherzyków, więc jeśli chce się zajść trzeba je odstawić ja tego nie zrobiłam wiec pewnie się zastanawiacie w takim razie, jakim cudem zaszłam w ciążę? Nie znam na to pytanie odpowiedzi fakt jest taki, że zaczęłam brać leki w wieku 17/18 lat w ciążę zaszłam mając 21 nie staraliśmy się o dzidziusia ale również przez te lata nie zapobiegaliśmy jemu powstaniu może gdzieś w głębi mieliśmy nadzieje choć ja raczej, zamiast skupiać się na zajściu w ciążę skupiałam się na pogodzeniu, że raczej nigdy w nią nie zajdę zbyt mocno wzięłam do siebie słowa ginekologa i po prostu traciłam wszystkie nadzieje ale nie byłam gotowa na planowanie ciąży z myślą że raczej na pewno ją stracę nie umiałabym się po tym pozbierać więc wolałam nawet nie próbować.


W przeciągu tych paru lat brania regularnie leków na PCOS i kilkunastu próbach akceptacji tego, co lekarz powiedział jakoś udało mi się pozbierać z depresji (która nie była spowodowana akurat tym tematem ale zdecydowanie wtedy ją pogłębiła) do tego stopnia, że mogłam wrócić do pracy i w miarę funkcjonować normalnie (dla osób które nie czytały o mojej depresji na blogu jest o tym wpis), bóle jajników nie ustępowały było nadal źle a momentami nawet gorzej lekarze twierdzili, że to przez leki, które działają rozbijając pęcherzyki i poprawiając stan moich jajników niestety przy tych wszystkich bólach, które znów coraz bardziej utrudniały życie codzienne świadomość że raczej nigdy nie uda mi się mieć dziecka co zawsze było moim największym marzeniem i celem w życiu zaczęła rosnąc i znów zaczęłam popadać w stany depresyjne. Większość dni znów spędzałam w łóżku wmawiając sobie co ze mnie za beznadziejna kobieta skoro nigdy nie urodzę dziecka obawy że facet mnie porzuci i pójdzie do innej która mu to dziecko da nasilały się coraz bardziej nie wspominając o bólu, który zwiększał stres. Chłopak bardzo mnie wspierał w tym okresie nawet rozmawialiśmy o możliwościach adopcji w przyszłości i o innych metodach leczenia lecz to i tak nie pomagało w zatrzymaniu tych okropnych myśli.


Czas leciał a bóle były już na porządku dziennym łącznie z moim płaczem i skręcaniem się w łóżku szpitale nie pomagały lekarze kazali brać paracetamol (typowe w UK) Pewnego dnia po raz kolejny wylądowałam w szpitalu. Jeden z gorszych momentów w moim życiu pięciu lekarzy próbujących pobrać krew, ręce pokutę a ja już bez sił do kolejnego cierpienia zrobili test ciążowy wyszedł negatywny dostałam leki wróciłam do domu na sławnym paracetamolu bo przecież 'nic mi nie jest' Wtedy w końcu GP (lekarz w przychodni) zlitował się nade mną i wysłał na USG jajników, o które prosiłam przez dobre pięć miesięcy jak same możecie zrozumieć lekarze w UK są straszni ginekolog w Polsce kazała robić badania USG co 6 miesięcy tutaj, gdy powiedziałam to lekarzowi po prostu mnie wyśmiał i powiedział że PCOS ma się do końca życia więc czego ja oczekuje chodzenia co sześć miesięcy na USG ?Tutaj to tak nie działa dodał. W każdym razie po kolejnej wizycie w szpitalu po tygodniu w końcu mnie skierował na badania przyznam, że byłam już na wykończeniu psychicznym nie dawałam rady z bólem każdy krok czy podniesienie się było tak uciążliwe że ciężko było opanować łzy a myśli o bezpłodności nie dawały mi możliwości skupienia się na niczym innym. 


Badanie USG było jeszcze bardziej bolesne ale miałam nadzieje że w końcu wykaże co się ze mną dzieje byłam przerażona. Położyłam się na łóżku badanie się zaczęło słyszałam tylko jak lekarze podaje pielęgniarce pomiary mówiąc to ma tyle mm to tyle i nagle słyszę ' i 6 tygodni' Moja pierwsza myśl, jakie sześć tygodni przecież moje jajniki nie mają tygodni zdziwiona a może lepiej mówiąc przerażona mowie 6 tygodni? Lekarz odpowiedział tak jest pani w ciąży to szósty tydzień w tym samym momencie z tych wszystkich emocji rozpłakałam się, jak małe dziecko nawet przez chwile zapomniałam o bólu, który był tak silny, że aż lekarzowi wchodziłam na ścianę a on biedny płakał razem ze mną nie wiedząc, czy przestać, czy wykonywać dalej badanie kazał mi się ubrać i usiąść mówiąc jest pani w ciąży natomiast musi pani jak najszybciej jechać do szpitala najlepiej teraz ponieważ podejrzewam ciążę pozamaciczną nawet teraz pisząc to wszystko łzy same napływają mi do oczu przepraszam was z góry, jeśli post będzie trochę chaotyczny ale chyba same rozumiecie, że jest tyle emocji we mnie podczas pisania tego że ciężko po prostu przelać to w słowa i opisać z ładem i składem ale postaram się jak najbardziej mogę.


Wróciłam do domu pobiegłam po test do apteki nadal nie dowierzając, wyszedł pozytywny byłam w szoku myśląc przecież pięć dni temu  w szpitalu wynik był negatywny no nic poczekałam aż chłopak wrócił z pracy pojechaliśmy do szpitala sprawdzić, czy to ciąża pozamaciczna po pół nocy w jednym szpitalu zostałam przewieziona karetką do drugiego, w którym zostałam na noc i rano miałam kolejne badanie stwierdzili że ciąża rozwija się prawidłowo i jest to 8 tydzień te wszystkie bóle do tej pory nie zostały wyjaśnione tak po prostu reagował mój organizm na ciążę a moje jajniki po prostu z nią walczyły.



Cały okres mojej ciąży nie był miły a wręcz przeciwnie bóle bywały nie do zniesienia pierwsze trzy miesiące przeleżałam w łóżku płacząc każdego dnia praktycznie się nie podnosząc nie wiem jak jest w Polsce ale tutaj dopóki nie będziecie w trzecim miesiącu to tak naprawdę lekarze mają was gdzieś i kompletnie się nie interesują przynajmniej tak było w moim przypadku, nawet nie wiecie ile razy dzwoniłam nad ranem do szpitali prosząc o przyjęcie i zbadanie bo miałam okropne skurcze i bóle brzucha bojąc się czy aby przypadkiem nie zaczyna się poronienie nikt się mną nie interesował dopiero po upływie trzech miesięcy zaczęli trochę bardziej. Ciąża teoretycznie przebiegała dobrze ale nikt nie mógł wytłumaczyć dlaczego miałam takie bóle, przez co mój strach narastający z bólem i utratą dziecka wciąż rósł tyle razy ile byłam w szpitalu przez całą ciąże jest nie do zliczenia  ale na szczęście wszystko się dobrze skończyło, udało się donosiłam i urodziłam mój największy CUD !




Przyznam szczerze że był to jeden z najcięższych okresów mojego życia tyle strachu ile doświadczyłam i łez, które wylałam jest nie do opisania ale jedno jest pewne dziś z uśmiechem na twarzy mogę powiedzieć że było WARTO teraz każdego dnia budzę się obok mojego małego wielkiego szczęścia i codziennie rano wita mnie jego piękny uśmiech, który nadaje życiu sens. Nie planowaliśmy ciąży na ten czas no bo kto by chciał ja planować z myślą że zaraz dziecko straci ale sądze że nie mogłam zajść w lepszym momencie to był moment, który uratował mnie i moją psychikę przed ponownym załamaniem szczerze to boje się nawet pomyśleć co by było, gdybym dalej leżała w łóżku bijąc się z myślami że nigdy nie urodzę dziecka wtedy czułam że naprawdę jestem na skraju załamania i popadnięcia w depresje sprzed lat taką, w której nie raz nie było ze mną kontaktu taką, która polegała na leżeniu w łóżku płaczu i patrzeniu w ścianę tutaj to chyba tylko osoby, które przeszły przez tą okropną chorobę zrozumieją.


Ciąża dodała mi sił poprawiła stan psychiczny i Alan dał mi motywacje do życia której od dawna szukałam i nie mogłam znaleźć spełniło się moje największe marzenie zostałam mamą i tym o to postem chciałabym wam przekazać że marzenia nawet te, które wydają się niemożliwe mają szanse się spełnić że lekarze mogą się mylić że cuda naprawdę się zdarzają a ja jestem tego przykładem mam dziecko i jest zdrowe.

Ja nie jestem osobą wierzącą ale chyba jednak ktoś tam na gorze jest i czuwa bo zesłał na mnie ten cud w ostatniej chwili kto wie, czy nadal bym tu była i pisała ten wpis mając taką psychikę jak w tamtym czasie. 


Bardzo bym chciała dać wam nadzieje szczególnie tym osobą, które przechodzą przez to, które straciły nadzieje, które się załamały lub które są na skraju załamania w życiu nie spodziewałam się że dziś siądę tu z moim 3-miesięcznym bobasem pisząc to, co pisze bo sama się nie spodziewałam że kiedyś mi się uda ja tą nadzieję straciłam na samym początku dlatego wiem jak trudno jest wierzyć że się uda ale same widzicie cuda się naprawdę zdarzają dlatego proszę was zawsze miejcie nadzieje i nie pozwólcie, aby wasza psychika z wami wygrała.

I to by było na tyle, już dawno nie dzieliłam się z wami moimi przeżyciami i myślami wiem że chcecie, abym napisała wpis odnośnie porodu i taki też się pojawi tym czasem zapraszam was do pozostawienia komentarza może też macie podobne historie lub chęci się wygadać, a jeśli wolicie prywatnie zapraszam do napisania w górnych zakładach macie kontakt zawsze odpisuje a nawet z kilkoma z was mam regularny kontakt.

Pomagajmy i wspierajmy się nawzajem.

18 komentarzy:

  1. Ten tekst może wielu osobom dać siłę do walki!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję, że podzieliłaś się takimi osobistymi trudnościami.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ważne jest takie wsparcie, dobrze, że o tym napisałaś.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniały tekst i piękne zdjęcia!
    A zostanę z Tobą na dłużej <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Kochana, dziękuje, że zdecydowałaś się podzielić z nami swoją historią. Nawet nie jestem w stanie sobie wyobrazić jakie emocje i uczucia towarzyszyły Ci przez cały niepewny okres ciąży i czas przed zajściem w nią.
    Najważniejsze, że teraz możesz pochwalić się swoimi największym, zdrowym szczęściem :)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt bylo ciezko ale najwazniejsze to co jest teraz ♡ Rowniez pozdrawiam kochana

      Usuń
  6. Też miałam problemy z torbielami, nie jest to aż tak ostry stan jak pcos, ale kilka razy trafiłam do szpitala z mocnym bólem, raz miałam operacje z tego powodu. A jednak udało się i mam dwie wspaniale córki i trzeciego bobasa w drodze :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo wartościowy post - dziękuję, że podzieliłaś się swoją historią:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Gratulacje 😊najważniejsze, że się nie poddałaś,bo dzięki temu masz najpiękniejszy prezent na świecie

    OdpowiedzUsuń
  9. Problemów zdrowotnych utrudniających zajście w ciążę nie brakuje.

    OdpowiedzUsuń
  10. Sporo słyszałam o tej przypadłości i cieszę się, że Twoja historia zakończyła się „Happy endem” :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Poważny problem, który dotyczy sporej grupy kobiet. Fajnie, że powstał ten tekst, na pewno w wiele serc wleje nadzieję.

    OdpowiedzUsuń
  12. Fajnie, że opisujesz swoją historię, na pewno da siłę wielu kobietom zmagającym sę tą dolegiwością

    OdpowiedzUsuń
  13. Dziękuję za ważny tekst. Na szczęście nie poddałaś się, to daje nadzieję innym kobietom, zmagającym się z podobnymi trudnościami. Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Szablon wykonany przez My pastel life